
W samo południe 17 marca pod Pomnikiem Martyrologii Jeńców Wojennych w Łambinowicach - Szadurczycach rozpoczęła się uroczystość upamiętniające 78. rocznicę wyzwolenia stalagu 344 Lamsdorf.
W uroczystości wzięli udział m.in. bardzo licznie przybyli przedstawiciele ambasad, władz samorządowych, służb mundurowych, rodziny jeńców stalagu, duchownych, młodzieży. Wszystkich powitała dyrektor Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach dr Violetta Rezler–Wasielewska. Ceremonia odbyła się w asyście wojskowej 91 Batalionu Logistycznego w Komprachcicach i w oprawie muzycznej Orkiestry Reprezentacyjnej Wojsk Lądowych we Wrocławiu.
Głos zabrał m.in. Stanisław Wołczaski, powstaniec warszawski, był kolporterem prasy powstańczej, który po upadku powstania opuścił Warszawę z ludnością cywilną i został umieszczony w obozie przejściowym w Pruszkowie, a stamtąd wywieziony transportem kolejowym. W Kielcach, przy pomocy niemieckiego strażnika, prawdopodobnie Ślązaka uciekł z transportu, po krótkiej tułaczce trafił do Wrocławia. – Powstanie było niesamowitym przeżyciem. Tylko ktoś, kto tego sam doświadczył wie o czym mówię. Dla nas, mieszkańców Warszawy, tak strasznie prześladowanych przez Niemców przez pięć lat, powstanie było euforią - wreszcie mogliśmy walczyć o wolność.
Pan Stanisław w momencie wybuchu powstania nie miał skończonych 15 lat, ale mimo to - jak wielu jego szkolnych kolegów przyłączył się do powstania. - Byłem kolporterem prasy, wieszałem afisze, które podnosiły na duchu powstańców. Moim zadaniem było także odgruzowywanie zbombardowanych terenów, a nawet stanie po wodę. Dziennie dostawałem dwie porcje zupy tzw. plujki i bryłę cukru – mówił powstaniec warszawski. Wyjątkowo poruszającym momentem jego wypowiedzi była opowieść o tym, że w czasie powstania ranny został jego ojciec, który zmarł. On, nastoletni chłopak, po odmeldowaniu się u dowódcy, własnymi rękami pochował go na gruzach krwawiącego miasta.
O konieczności kultywowania pamięci w takich miejscach jak dawny stalag 344 mówili wojewoda opolski Sławomir Kłosowski i członek zarządu województwa opolskiego Antonii Konopka. Wojewoda przypomniał, że stalag 344 Lamsdorf był jednym z największych niemieckich kompleksów obozów jenieckich w latach II wojny światowej. Przez obóz przeszło ponad 300 tys. jeńców wojennych różnych narodowości.
Na uroczystości był także obecny syn jednego z jeńców stalagu Szaliko Tordiji, Gruzina, który zmarł z powodu chorób i wycieńczenia w 1944 roku.
Po wystąpieniach gości modlitwę ekumeniczną odmówili przedstawiciele pięciu wyznań. Delegacje przybyłe na uroczystość złożyły kwiaty i zapaliły znicze.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Do autora: przy okazji takiego tekstu warto podkreślić, że 40 tysięcy kacapskich jeńców zostało po prostu zamordowanych głodem, zimnem i biciem przez bohaterski i rycerski wehrmacht, bo to wehrmachtowi, a nie SS podlegały niemieckie obozy jenieckie.
Racja.
Poza tym warto by było wspomnieć co działo się w obozie po zakończeniu drugiej wojny ! Salomon Morel czy autorowi mówi to coś ? Dlaczego nie wspomniano o ofiarach polskiego obozu w Lambinowicach.
Warto wspomnień "Polski wątek" obozu czyli lata 45/46 - swojego czasu był film w Internecie o ludności Niemieckiej która przeżyła obóz. Morał jest jeden- nie chodzi o narodowość zwyrodnialców, a o moralnosć i człowieczeństwo.