Wojtuś biegnie przez życie

Naszych czytelników cały czas interesuje zdrowie Wojtusia Oszywy, słodkiego maluszka, który praktycznie od urodzenia walczył o życie. Lekarze zdiagnozowali u niego bowiem ogromnego guza nadnercza i powiększoną wątrobę. Dziś na szczęście choroba Wojtusia to już tylko złe wspomnienie dla jego najbliższych. Bo on sam żyje szybko... i to dosłownie.

Przypomnijmy, że po cudownym wyzdrowieniu Wojtuś z mamą panią Alą odwiedził naszą redakcję. Stało się to jednak po wielomiesięcznym pobycie we Wrocławiu w klinice dla chorych onkologicznie dzieci, po przejściu poważnej operacji, w czasie której nie wykluczano nawet usunięcia nerki. Przez cały ten czas setki, jeśli nie tysiące osób z całego kraju wspierało zbiórkę dla Wojtusia (na licytację swój medal olimpijski przekazała nawet Barbara Bieganowska –Zając), ale przede wszystkim otaczano Wojtka modlitwą. Chociaż co kilka miesięcy maluszek musi przechodzić serię badań kontrolnych to wszystko jest w najlepszym porządku. - Kiedy jesteśmy przed wyjazdem na badania do Wrocławia, do „Przylądka Nadziei”, to nie śpię w nocy, nie mogę sobie znaleźć miejsca – mówi pani Alicja. - Ale dzięki Bogu nasz Wojtek jest taki wymodlony i wszystko jest w najlepszym porządku.

Mama mówi o Wojtusiu pieszczotliwie „kochany rozbójnik”. - Wystarczy na niego popatrzeć i on już się śmieje. A złapanie go w tym jego ciągłym biegu jest niebywale trudne. On nie siada, żeby się pobawić. Dla niego zabawą jest ciągły ruch. Ma niebywale dużo energii – mówi szczęśliwa mama.

Pani Ala dodaje, że lekarze nie onkolodzy, którzy nie znali historii Wojtusia i jego walki o życie nie mogą uwierzyć, że po tym co przeszedł, po przyjęciu tak ciężkiej chemii tak wspaniale się zregenerował. - On jest bardzo aktywny i wygląda zdrowiej niż dzieci, które od urodzenia były zdrowe. Sama widziałam w „Przylądku” dzieci, które zatrzymywały się w rozwoju po przejściu chemioterapii - miały sześć lat a wyglądały jak trzylatki – dodaje pani Alicja.