
Daniel Frankiewicz z Radzikowic to niespokojna dusza, ale i człowiek wielu talentów. Śpiewa, maluje, pisze teksty i muzykę, wykonuje nowe i zajmuje się renowacją starych mebli, potrafi zrobić coś z niczego. Z niejednego pieca jadł chleb – dosłownie i w przenośni, bo przez wiele lat był piekarzem. – To, co robię musi mi się podobać i przynosić mi radość – stwierdza.
Radość sprawiała zawsze mu muzyka m.in. zespołu Dżem i legendarnego Ryszarda Riedla. M.in. z takim repertuarem występował przez lata na scenie.
- Od małych lat śpiewałem, rysowałem, chciałem uczyć się gry na instrumencie, ale rodzice mieli gospodarstwo ogrodnicze, a w nim było dużo pracy, do tego czasy komunistyczne… Nawet nie potrafię dobrze grać w piłkę, bo jako dziecko nie kopałem tylko pracowałem - wspomina.
Pan Daniel wybrał wymagający zawód, ale jednocześnie taki, w którym maszyna nie zastąpi człowieka – został piekarzem. Szybko też został ojcem. Trzeba było rodzinę postawić na pierwszym miejscu. – Jako piekarz pracowałem 12 lat, ale w międzyczasie spodobało mi się stolarstwo – kontynuuje. - Przez miesiące pracowałem zarówno w piekarni jak i na stolarni, która bardzo mi się spodobała. Aż któregoś dnia… zasnąłem za kierownicą, bo był to czas, kiedy niewiele sypiałem noc spędzając w piekarni a dzień w stolarni. Na szczęście wjechałem tylko w zaspę, ale powiedziałem sobie stop.
Ten stop dotyczył piekarni, bo robieniem mebli pan Daniel zajmuje się nieustannie dwadzieścia lat. Nie tylko je wykonuje, ale także przeprowadza renowację.
- Do stolarki wciągnął mnie kuzyn. W stolarni trzeba było samemu wymyślić, coś zmienić, zaproponować, a w piekarni – konkretnie tyle i tyle mąki, tyle wody, tyle drożdży. Mnie podobało się coś twórczego, rozmowy z ludźmi. Zresztą wychodzę z założenia, że co 10 lat tak czy siak los nam podsyła coś, żebyśmy zmienili życie – dodaje stwierdzając, że numerologia to kolejna dziedzina, którą zgłębia i którą się pasjonuje.
Z czasem pan Daniel otworzył własną działalność stolarską zatrudniając pracowników. Reklamy w internecie nie były wtedy tak rozpowszechnione jak dzisiaj - po prostu rzetelna robota i poczta pantoflowa to było to, co napędzało kolejne zamówienia, a tych było wiele. - Nawet w Wiedniu byłem na montażu z polecenia – dodaje nasz rozmówca.
Dobrą passę i sporą ilość zamówień przerwał nieszczęśliwy wypadek. Pan Daniel spadł z rusztowania. – Straciłem czucie w nogach. Pogotowie nie chciało do mnie przyjechać, bo… byłem przytomny i nie było zagrożenia życia. Kazano mi iść do lekarza rodzinnego, ale jak skoro ja się nie ruszałem?! W końcu pogotowie zawiozło mnie do szpitala. Na izbę przyjęć przyszedł do mnie nieżyjący już doktor Pyziak. Zbadał czucie w nogach, ale ja go nie miałem. Doktor zabrał mnie na oddział neurologii i tam przez tydzień pompowali we mnie leki. Po tygodniu, czucie w ciele wróciło, powoli zacząłem wstawać. Ale skierowano mnie na operację, bo powiedziano, że to, że ja dzisiaj chodzę nie znaczy, że tak będzie, że za tydzień może mnie zwalić z nóg i już wtedy żadna operacja nie pomoże. Operację przeszedłem w Opolu, ale długo nie pracowałem, a ZUS wypłacił mi takie chorobowe, że nie wiedziałem na co to ma wystarczyć - wspomina.
To był moment kiedy zamknął działalność.
Pan Daniel po tym jak stanął na nogi pracował w kilku miejscach. Jako niespokojny duch i miłośnik muzyki spotykał się ze znajomymi w klubach i… śpiewał. – Bo ja śpiewałem tak naprawdę od zawsze – najpierw jako dziecko w przedstawieniach, a potem w klubach na karaoke. Któregoś razu byliśmy w klubie, w którym dwóch chłopaków potwornie „kaleczyło” Niemena. Ktoś podał mi mikrofon, żebym to ja zaśpiewał, albo po to, żeby oni przestali. Zawsze uważałem, że z pewnych piosenek nie można robić sobie żartów. Moje wykonanie spodobało się…
Pan Daniel został zaproszony na próbę zespołu, który działał na naszym terenie. – Zaprosili mnie na spotkanie, żebym posłuchał jak i co grają. Wysiadam ze swojego samochodu, a jeden z chłopaków przeklną: „K… Riedel…”
Rzeczywiście podobieństwo do zmarłego lidera legendarnej grupy Dżem jest widoczne. – Teraz jestem chudy, ale mam długie włosy i brodę, bo lubię i tyle… Nigdy nie stylizowałem się na Ryśka. Tak po prostu mam… - dodaje. – Ten zespół miał młodą wokalistę, która z nimi wtedy ćwiczyła. Jego lider kazał mi zaśpiewać „Cegłę”. Kiedy skończyłem dziewczyna wzięła swoje teksty i wyszła. Chyba się obraziła. Już nie wróciła, a ja zostałem.
Zespół nazywał się do tamtego momentu „Proceder” i grał heavy metal, a kiedy ja zacząłem śpiewać zostaliśmy „Procederem Blues” - kwituje.
Zespół grał nie tylko utwory Dżemu, ale także własne, bo pan Daniel tworzył teksty i razem tworzyli muzykę. – W głowie tworzyły mi się całe konstrukcje muzyczne.
Trzeba powiedzieć, że szło nam dobrze. Szybko zaczęliśmy się pojawiać, bo ja miałem kontakty z właścicielami klubów. Na pytanie czy tak jak w znanej piosence Dżemu grali za… piwko i chleb pan Daniel uśmiecha się i potwierdza. – Ważne było, że graliśmy, że byliśmy coraz bardziej rozpoznawani. Nieraz puszczam sobie te nagrania na DVD. Fajne wspomnienia… - stwierdza. Zaraz też dodaje – Dżem śpiewałem po swojemu, ale z szacunkiem do oryginału, do autora. Z czasem mieliśmy też coraz więcej swojego repertuaru – nawet połowę i ludzie równie dobrze przyjmowali nasze utwory. Sporo tych występów mieliśmy, a ludzie krzyczeli do mnie „Franki”, czyli moją ksywką.
Potem pan Daniel przeszedł jako wokalista do zespołu z Niemodlina, z którym gra do dzisiaj. – To zawodowi muzycy. Nasz test trwał krótko – zagraliśmy dwa utwory i spodobało się im jak śpiewam. Chłopaki zgodzili się na nazwę „Franki Blues”. Graliśmy bardzo dużo i gramy nadal jeśli ktoś zechce… Tak jest ok. 20 lat. Zasada się jednak zmieniła. Kiedyś, żeby do knajpy przyszli ludzie, to musiał ktoś grać na żywo. Teraz już nie.
Pan Daniel ma jeszcze inne pasje oprócz tych muzycznych… Zajmuje się m.in. kowalstwem artystycznym i spawalnictwem. - Pomysły rodzą się w mojej głowie, ot tak… popatrzę na coś i widzę co można byłoby z tego zrobić, jak zmienić. W ten sposób powstało wiele przydatnych urządzeń, które od pomysłu do ostatniego szlifu są wykonane przez pana Daniela. W swoim warsztacie pokazuje nam także m.in. ręcznie wykonaną kuszę, łuk… wszystko wykonane z pietyzmem i niezwykłą dokładnością. Bo taki jest… to sprawiało mu radość, więc to zrobił i jeszcze niejedno z pewnością zrobi.#
Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie