Reklama

Nysanka na olimpiadzie. Rozmowa z Marią Ratyńską-Bury

Nowiny Nyskie
15/08/2021 12:24

Rozmowa z Marią Ratyńską-Bury, która dwa dni przed udzieleniem naszej redakcji wywiadu wróciła z igrzysk w Tokio. Maria Ratyńska-Bury jest nauczycielem w Zespole Szkół Sportowych w Nysie, trenerką, sędzią międzynarodowym. Tokio było trzecimi igrzyskami – po Londynie i Rio de Janeiro – w których sędziowała. Za wieloletnią i wyróżniającą służbę jako sędzia międzynarodowy, została uhonorowana dyplomem i złotą odznaką Międzynarodowej Federacji Gimnastycznej.

„Nowiny Nyskie” - Kiedy rozmawiałyśmy przed Pani wyjazdem na olimpiadę już mówiła Pani o uciążliwej procedurze związanej z koronawirusem - testami, aplikacjami, dokumentami, pozwoleniami, które musiała Pani mieć ze sobą opuszczając Polskę. Jak było na miejscu?
Maria Ratyńska–Bury - To była bez wątpienia olimpiada pod znakiem walki z koronawirusem. Odniosłam wrażenie, że w Japonii obecnie panuje taki czas jak u nas ponad rok temu, kiedy byliśmy wystraszeni, nie wiedzieliśmy co nas czeka, czym jest ta choroba. Czy ktoś w to uwierzy, że my – sędziowie nie mogliśmy się nigdzie ruszyć poza pokonaniem trasy pomiędzy pokojem hotelowym a salą, na której ćwiczyliśmy? A tak właśnie było.
Kiedy wylądowaliśmy w Tokio to trzy godziny spędziliśmy na lotnisku przechodząc od stanowiska do stanowiska. Ilość procedur była nie do zliczenia! Tam nawet myszka by się nie przemknęła! Sprawdzano, czy mamy przy sobie całą dokumentację, czy w smartfonach mamy aplikacje, których oni wymagali. Gdyby ktoś nie miał smartfona musiał go pożyczyć, bo bez aplikacji ani rusz. To był swego rodzaju nasz GPS uniemożliwiający nam samodzielne wycieczki. Japonię widzieliśmy tylko z okien autokaru, kiedy wieziono nas z hotelu na miejsce startu zawodników, na halę sportową.

- Pewnie czuje Pani niedosyt, że nawet nie mogła Pani pospacerować tokijską ulicą?
- O tak! Jestem zawiedziona, ale to była siła wyższa. Nie braliśmy udziału w otwarciu i to był pierwszy sygnał, że to nie są żarty. Wieźli nas na halę z hotelu około pół godziny, to tylko wtedy mogliśmy nacieszyć oczy. Te dwa tygodnie spędzone na olimpiadzie były dla nas w rzeczywistości dwutygodniową kwarantanną, w tym czasie nic innego nie mogłam robić za wyjątkiem obowiązków sędziowskich. Ta kwarantanna kończyła się w poniedziałek, a ja wracałam do Polski w środę. Liczyłam więc, że chociaż przez ten jeden dzień będę mogła pozwiedzać, zobaczyć Shibuyę. Już robiliśmy sobie plan w tym kierunku. Ale szybko zostaliśmy wyprostowani informacją, że warunki naszego pobytu obowiązują do czasu naszego wyjazdu, żebyśmy absolutnie nie zdejmowali maseczek, zachowywali dystans i pod żadnym pozorem nie opuszczali hotelu. Nie chcieliśmy robić niczego na własną rękę, żeby nie było z tym problemów.
Trudno było jednak do końca to zrozumieć, bo przecież cały czas przebywaliśmy w tej samej grupie, co drugi dzień mieliśmy wykonywane testy. Olimpiada w Tokio miała być wyjątkowa i… była. Żal, bo kiedy wracaliśmy do hotelu koło godziny 22.00 miasto robiło niesamowite wrażenie. 

- Jak ocenia Pani poziom zawodów gimnastycznych, które Pani sędziowała?
- Niezwykle wysoki. Wszystkich poruszyła sprawa z Simone Biles, która zdobyła na olimpiadzie w Rio de Janeiro cztery złote medale i jeden brązowy, i oczywiście w Tokio też była faworytką. Zapowiadało się, że sukces powtórzy także w Azji. Na wszystkich przyrządach zakwalifikowała się do finału. W drużynówce po wykonaniu skoku coś się jednak wydarzyło. Zamiast skoczyć 2,5 obrotu wykonała tylko 1,5, zarzuciło nią i niewiele brakowało, by upadła. Nagle po tym… wycofała się z zawodów co było ogromną sensacją. Oglądając amerykańskie stacje telewizyjne to była główna wiadomość. Cała Ameryka była w szoku i całe środowisko gimnastyczne było w szoku. Co się mogło stać??! Okazało się, że pojawił się problem trudny do wytłumaczenia przy tego typu utytułowanej zawodniczce. Przestała mieć kontrolę nad ciałem, nie wiedziała ile wykonuje obrotów. Przy czymś takim można się co najmniej nabawić kontuzji, a można nawet stracić życie. To jest wyjątkowo niebezpieczne. Zmiana tego wymaga pracy mentalnej, bo jest to blokada psychologiczna. Na naszym poziomie pracy w szkole i w klubie mamy to na co dzień - dziecko odczuwa strach i nagle – mimo przejawianych zdolności - nie może wykonywać właściwie ćwiczeń. Jak widać, to samo może dopaść olimpijczyka. Po wycofaniu się Biles Amerykanki zdobyły srebro. Pokonały je bardzo dobrze przygotowane Rosjanki. Wielkim zaskoczeniem było trzecie miejsce Wielkiej Brytanii, która ma wielki skarb – 16-letnie bliźniaczki. Jesteśmy nimi zachwyceni – są identyczne i mimo swojego młodego wieku przedstawiają już tak wysoki poziom. Robią elementy światowej klasy! Świetnie rokują.

- Co Panią zaskoczyło na olimpiadzie pozasportowo?
- Zaskoczył mnie właśnie reżim sanitarny, że Japończycy są tak bardzo przejęci. Byliśmy zaskoczeni, mamy wszystkie możliwe certyfikaty, a co drugi dzień przed wejściem na halę mamy wykonywane testy. Oczywiście zawodnicy mieli to samo. To było bardzo męczące. Przez sześć dni pracowałam i drugie tyle nie miałam zajęć, więc musiałam ten czas spędzić w pokoju hotelowym. Człowiek się niesamowicie nudził – pozostawałam w łączności z rodziną na Skype, oglądałam inne dyscypliny sportowe w telewizji, ale zazwyczaj transmitowano występy Japończyków. I ten potworny żal – mieszkając na 23 piętrze, widząc przepiękną panoramę stolicy i nie mogąc wyjść z hotelu… Trzeba było skupić się tylko na swojej pracy sędziowskiej. Mam nadzieję, że pod tym względem następna olimpiada będzie inna.
- Dziękuję za rozmowę.#

Rozmawiała Agnieszka Groń 
 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do