Reklama

Zmasakrowane ciała leżały pod kościołem

Nowiny Nyskie
20/08/2023 11:43

Jadwiga Sawicka, która przez długi okres swojego dorosłego życia mieszkała w Łambinowicach przyszła na świat w Libanówce, małej wsi na Wołyniu. Wieś – mimo swoich niewielkich rozmiarów - znalazła swoje miejsce w Wikipedii, a to za sprawą tragicznych losów jej polskich mieszkańców, którzy zostali w większości wymordowani przez ukraińskich nacjonalistów latem 1943 roku. Jedną z nielicznych rodzin, które przeżyły, była właśnie rodzina pani Jadwigi.

Jadwiga Sawicka nie wraca do tych tragicznych wspomnień często. Jej rodzina dopiero teraz uzyskuje – z kolejnych zdań – obraz tragedii tamtych dni. Żadne słowa nie są jednak w stanie oddać tego, co czuła pani Jadwiga i jej rodzeństwo - żyjąc w strachu, a potem widząc zmasakrowane ciała Polaków. 
Rodzina pani Jadwiga była liczna, bo składała się aż z siedmiorga dzieci. Oczywiście wtedy taka liczba potomstwa była normą. Mimo że rodzice posiadali zaledwie 4 hektary pola, mały domek kryty słomą składający się z dwóch, byli szczęśliwi.

Pani Jadwiga była przedostatnim dzieckiem, które przyszło na świat w 1931 roku. W momencie wybuchu wojny była uczennicą pierwszej klasy. – Nasza wieś była wsią polsko-czeską. Jeśli chodzi o Ukraińców mieszkały u nas tylko cztery rodziny. Do szkoły chodziliśmy do oddalonej o 2 km wsi, która była w całości czeska. O tym, że wybuchła wojna mieszkający tutaj ludzie dowiedzieli się od nauczyciela. – On był mądry, dowiedział się o wojnie i przekazał dalej. Przejście Rosjan po 17 września 1939 r. nie zapadło mi specjalnie w pamięci. Po prostu przeszło wojsko i na szczęście nie grabiło, nie zabrało tego, z czego żyliśmy.
Dla pani Jadwigi i jej rodziny pierwsze miesiące wojny były oczywiście przeszyte niepokojem o przyszłość, ale zwykła troska o dzień powszedni – wyżywienie rodziny sprawiało, że niewiele różniły się od czasu sprzed wojny. Prawdziwa tragedia dopiero miała nadejść… 

I nadeszła latem 1943 roku. – Dochodziły do nas informacje, że Ukraińcy zabijają Polaków, dlatego tato wykopał jamę w polu, na którym rosło żyto. Tam zakrywani od góry spędzaliśmy wszystkie noce. Z kolei tato z innymi mężczyznami pilnowali w tym czasie domów i dobytku. To był ciągły strach, sen przychodził na krótko.
Przyszedł ten okrutny moment. Kolonia polsko-czeska Libanówka stała się celem ataku UPA w sierpniu 1943 roku. Tego samego dnia zaatakowano także inne okoliczne polskie miejscowości: Aleksandrówkę, Julianówkę, Rudkę, Zofiówkę, Karolinkę, Koblin i Bojarkę. Część Libanówki zamieszkałą przez Polaków otoczono szczelnym kordonem i przystąpiono do zabijania mieszkańców nie oszczędzając kobiet, dzieci i starców. W ten sposób zamordowano około 100 osób. - Ukraińcy zamordowali w naszej wsi moją ciotkę Katarzynę – mówi dalej pani Jadwiga dodając, że widziała jak kobieta została zastrzelona kiedy trzymała się brzozy. Jej ciało zostało wrzucone wraz z innymi, również potwornie zmasakrowanymi i rozczłonkowanymi do miejscowej studni. - Widziałam ją, widziałam tę studnię widziałam te ciała… - dodaje pani Jadwiga.

Na szczęście jej rodzinie w całości udało się uratować z tego piekła. Wraz z innymi przerażonymi ludźmi, którzy chcieli ratować swoje życie wsiedli na wóz, który zawiózł ich od najbliższego miasta – do Młynowa. Do początków II wojny światowej większość mieszkańców tego miasta stanowili Żydzi. We wrześniu 1939 roku miasteczko zostało zajęte przez Armię Czerwoną, a od czerwca 1941 okupowane przez Wehrmacht. W miasteczku ulokowano posterunek niemieckiej żandarmerii i ukraińskiej policji. W maju 1942 ludność żydowską zamknięto w getcie, które zostało zlikwidowane na przełomie września-października 1942. W pierwszej egzekucji oddział SD z Równego wraz z niemiecką żandarmerią i ukraińską policją rozstrzelał 980 Żydów, w drugiej egzekucji – 520. W marcu 1943 policjanci ukraińscy z Młynowa zdezerterowali do UPA, w związku z czym Niemcy wzmocnili swój garnizon w miasteczku. Podczas rzezi wołyńskiej do Młynowa ściągali polscy uchodźcy w liczbie około 2000 z eksterminowanych przez UPA wsi. W mieście zorganizowano konspiracyjną 
Samoobronę, jednak poza jednorazowym ostrzelaniem miejscowości z broni palnej do ataku UPA na Młynów nie doszło. Te oficjalne informacje historyczne są odbiciem tego, co widziała na własne oczy mała Jadzia. – Do miasta na wozach przywozili też zmasakrowane ciała Polaków. Znajdowano je m.in. na polach. Zrzucili je przed kościół. To był widok nie do opisania – ciała bez rąk, bez nóg, z wyciętymi językami… - urywa pani Jadwiga. – Po jakimś czasie Niemcy mówili, że możemy wracać na swoje, ale tato zdecydował, że TAM nie wrócimy. Życie dzieci było dla niego najważniejsze.

Rodzina pani Jadwigi wyjechała na Pomorze, potem przez kilka lat mieszkała w Baborowie. Po wojnie zawędrowali do Łambinowic, gdzie zajęli jeden z domów i otrzymali pole, którego areał pozwalał przeżyć. Po wyjściu za mąż pani Jadwiga przeniosła się z kolei w głubczyckie, gdzie także ciężko pracowała na gospodarstwie. Ani ona ani nikt z jej najbliższej rodziny nigdy nie zdecydował się na powrót do Libanówki.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do