
Rok w rok, kiedy dzieci idą do szkoły, zdumiewa mnie jak niedawno była II wojna światowa. Jeszcze parę miesięcy temu, moja śp. babcia Marysia opowiadała mi swoje przeżycia z tych lat – oderwanie od rodziny, wywózkę, obóz i dwuletnią pracę przymusową w III Rzeszy, a potem powrót i życie w nowej Polsce. Jednak to nie wspomnienie przeszłości, ale troska o przyszłość mojego dziecka, napawa mnie troską i skłania do przemyśleń nad kondycją Polaków.
Weźmy taki przykład – opis korespondentów wojennych Kurta Froweina i Wilfrieda von Ovena z 1 września 1939 r.: „To był pierwszy polski żołnierz, którego ujrzały moje oczy. Na progu granicznej zagrody leżał we krwi, z ziemistą twarzą, skurczony z bólu, kolana przy piersiach (…). Ten polski piechur zginął jak prawdziwy żołnierz. Jego ładownice były puste, a w magazynku karabinu znajdowały się tylko dwa naboje (…). Bronił swego stanowiska do ostatka (…). A obok przy oknach zagrody, zamienionych w strzelnice, (…) śniło w tym momencie już swój wieczny sen dziewięciu jego towarzyszy (…). Drużyna (…) zajmowała stanowisko (…) o kilkaset metrów od granicy (…). Wiedzieli, że opór ich może zatrzymać nieprzyjaciela tylko przez kilka godzin, a może nawet minut (…). Tych dziesięciu nie myślało jednak o odwrocie. Nie przyszło im do głowy wsiąść na stojące w pogotowiu na tyłach zagrody rowery. (…) A gdy o mglistym świcie (…) świsnęła od strony niemieckiej pierwsza kula, (…) odpowiedzieli strzałem na strzał. (…) każdy pełnił swą służbę (…). Ani jeden z nich nie opuścił żywy zagrody na granicy, powierzonej ich straży”.
Jest to rzadki z tamtych czasów niemiecki opis Polaków, pozbawiony pogardy i odrazy do naszego narodu i oddaje prawdziwe poświęcenie Polaków dla ojczyzny. Patrzymy na bohaterstwo Polaków sprzed ośmiu dekad i możemy być dumni, a dzisiaj słyszymy o polskich żołnierzach stojących na swoich stanowiskach, że „to są esesmani”, albo jak powiedział Frasyniuk „sfora psów, śmieci”. Pewien młody działacz opozycji raczył nawet stwierdzić, że ludzie w Auschwitz byli lepiej traktowani, „bo mieli wodę, toaletę, jedzenie, dach nad głową…”. Brakowało tylko, żeby powiedział, że mieli dostęp do lekarza - doktora Mengele. Tak mówią o Polakach niegdysiejsze autorytety moralne Polaków, a na temat „sielanki życia w Auschwitz” wypowiadał się młody człowiek, który być może jest ojcem, albo będzie. Oni dzisiaj mówią o swoich rodakach tekstem hitlerowskiej propagandy. Czy to daje nadzieję na przyszłość, skoro spór polityczny między nami doprowadza do wzajemnej pogardy i odrazy, przekraczającej granice rozsądku i przyzwoitości? Można by w to wątpić, ale jest coś, co zawsze przywraca mi wiarę w przyszłość – to są Polacy.
Ludzie o przeróżnych poglądach politycznych, różnej narodowości i różnego wyznania, których codziennie spotykam w mieście. Z jakiegoś powodu, w telewizorach Polacy okładają się siekierami, a na ulicy podają sobie ręce i ze sobą rozmawiają. Dlatego uważam, że mimo wszelkich różnic i podziałów nigdy nie jest za późno do wyciągnięcia wniosków z historii i powrotu do normalności. Zacznijmy od razu, od pierwszego września. Doceńmy fakt, że nasze dzieci idą do szkoły w wolnym kraju, którego nikt, poza nami, nie zreformuje. Przestańmy się naparzać jak dzikusy i zadbajmy o nasz kawałek świata nie wykluczając nikogo i nie odzierając się wzajemnie z godności.
Piotr Smoter
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
tylko ze u niektorych pamięć zawodzi....
Prawda.